sobota, 28 grudnia 2013

Recenzja roku 2013 ;)

Nie będzie książek. Nie będzie filmów. Będzie tylko i wyłącznie życie, szalone tempo, jakiego nabrało w tym roku. 

1. Wyjazd do Stanów 

Warto było pojechać, żeby zrozumieć, czemu tak dużo ludzi dostaje sraczki na słowo "Stany" a ja nie. Na własne życzenie wylądowałam na ponad trzy miesiące w środku lasu, karmiąc siedemset dzieciaków. Potem zwiedzanie. Przeżyłam strzelaninę, spotkałam niedźwiedzia w środku nocy w lesie i obejrzałam "Upiora w operze" na Broadwayu. Odwiedziłam przyjaciółkę po ośmiu latach niewidzenia się. Po tych doświadczeniach jest niewiele rzeczy w turystyce, które sprawiają, że mam nerwa. Zrozumiałam bardzo dużo różnic kulturowych pracując w międzynarodowej ekipie.  Do samolotu wchodzę jak do drugiego domu. 
Dowiedziałam się też, że świat jest mały. Gdyby nie opieka ludzi, których poznałam przeprowadzając wywiad do Radia Stany tak kolorowe by dla mnie nie były.

 2.  Jeśli o tym mowa, to tak. Radio. 

Studia poszły ostatnio na dalszy plan. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale robiąc coś w radiu mam uczucie, że zdobywam więcej doświadczenia niż siedząc w ławce studenta. Mimo, że uwielbiam moje studia i to, że są bardziej praktyczne niż teoretyczne. Moim postanowieniem jest wykrzesać z siebie trochę więcej pomysłów na Kulturalny Bajzel, poniedziałkową audycję.I regularnie ćwiczyć emisję głosu, bo miałam z niej zajęcia cały semestr, a ograniczam swoją rozgrzewkę do kilku minut przed wyjściem na antenę i potem sama łapię się nad tym, że buzia nie nadąża za tym, co chciałby powiedzieć słuchaczowi mózg.

3. Ludzie. 

Całe życie Najbliżsi powtarzali mi, że mam szczęście do ludzi. Że spotykam więcej dobrych, życzliwych i dających mi powera ludzi niż jest to przewidziane w statystykach. W tym roku zostały one pod tym względem dość zaniżone. W pewnych sytuacjach byłam skazana na ludzi kompletnie ode mnie różnych, od których byłam zależna.Ja nie lubiłam ich, a oni nie lubili mnie. I trzeba było razem wytrzymać.
 Choć uważam, że nic w życiu nie dzieje się przez przypadek i z ulgą serca odczuwam ich brak to chyba mogę powiedzieć, że dostałam trochę po dupie. 
Bardzo dobrze. Dużo się od Was nauczyłam. Dziękuję. 

4. Blog.

Nie pisałam na nim przez kilka miesięcy. Potrzebowałam wywietrzyć głowę w Stanach, potrzebowałam też czegoś nowego, bo czułam, że się zasiedziałam w tych książkach. Zamknięta w labiryncie bez szansy na rozwój.
Zmieniłam tu dużo i chcę, żeby było inaczej. Zrezygnowałam z wydawniczych współprac. Nie mam na nie ochoty.
Założyłam też fanpejdż na facebooku, co było dla mnie dużym wyzwaniem, bo zawsze byłam anty. 
Czekam na nowy projekt graficzny od mojej Ukochanej Graficzki.Też tworzy tego bloga. I Najbliższym, tym, do których dzwonię o dziwnych porach, żeby przeczytać świeżo napisany tekst. Dzięki!

5. Wroclove. 
Jedni kochają Nowy Jork, a ja kocham Wrocław. Wiem, że to moje miejsce i przekonuję się o tym każdego dnia. Uwielbiam spacerować po Wro, co ostatnio namiętnie robimy z moim Chłopakiem, jarając się ilością wspólnie przebytych kilometrów na endomondo. Lubię też ten moment, kiedy odkrywamy jakieś fajne miejsce albo idziemy tam, gdzie zawsze chcieliśmy pójść. Środkowe zdjęcie przedstawia Vinyl Cafe, gdzie można wybrać płytę, której macie ochotę posłuchać i napić się dobrej kawy.
6. Money, money, money.

Michał z jakoszczendzacpieniadze.pl otworzył mi oczy na kilka spraw. Finansowych. Pod tym względem jestem z siebie dumna, to absolutna tegoroczna nowość: oszczędności, planowanie budżetu i inne tego typu sprawy. Powiem jedno, że działa. Bez wymówek, że jak się studentem to nie ma z czego, bo okazuje się, że jest. Warto potraktować swoje wydatki jak królika doświadczalnego i spróbować.Stracić nic nie można ;)


Więcej prywaty tu nie będzie, sorry! Dzięki za kolejne 365 dni na blogu.Na kolejny rok Waszego życia życzę Wam jak najwięcej inspiracji, pomysłów i sił do zmieniania go na lepsze. Tylko i wyłącznie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz