czwartek, 21 listopada 2013

Chce się żyć, 2013 (reżyseria:Maciej Pieprzyca)


 Od "Chce się żyć" nie można uciec wzrokiem tak jak to często się robi, gdy widzi się niepełnosprawnego na ulicy. Siedzisz w kinie, gapisz się w ekran i skręca cię z bólu. 
 "Wyjść czy zostać" to był mój dylemat. Nie dlatego, że film mi się nie podobał. Zostałam, zobaczyłam do końca i nie żałuję.

Mateusz (Dawid Ogrodnik) został zakwalifikowany jako "roślina". Jest to niefachowe określenie kogoś, kto boryka się z rozległym porażeniem mózgowym. Mateusz żyje w normalnej, przeciętnej rodzinie, w której jest otoczony miłością. Ojcem-czarodziejem (Arkadiusz Jakubik) pokazującym mu gwiazdy, matką wierzącą, że kiedyś jej ukochany synek nauczy się chodzić (Dorota Kolak).
Problem polega na tym, że o ile ciało odmawia chłopcu posłuszeństwa i przeszkadza w każdej sytuacji, o tyle mózg działa sprawnie. Tylko nikt o  tym nie wie. A przynajmniej, do czasu.

A do tego czasu zdążymy wylać hektolitry łez. Maciej Pieprzyca pokazuje różnorodne aspekty bycia niepełnosprawną osobą. Od heroizmu, jaki trzeba włożyć w wdrapaniu się na okienny parapet po potrzeby erotyczne. "Cycki zawsze na propsie", jeden z najpopularniejszych internetowych sloganów to coś, co i w tej historii ma swoje pięć minut. Autorzy filmu zadają też widzom pytanie o godność osób niepełnosprawnych, zdanych na opiekę innych ludzi w ośrodkach. Niektóre z tych scen były wręcz miażdżące. Humorystyczne elementy w "Chce się żyć" nie były w stanie sprawić, że odebrałam ten film jako zabawną historię o nadziei. To mocne uderzenie.

Konkretniej, pięścią w stół.
Siłą tego przywalenia jest niewątpliwie obsada aktorska. Nie ma w tym filmie nikogo, kto zagrałby w przeciętny sposób. Zakochałam się w obydwóch postaciach rodziców, aktorzy są tak wiarygodni w rolach zwyczajnych obywateli, że w scenach kręconych w domu można samemu poczuć się, że siedzi się razem z nimi w kapciach popijając herbatę.
 Dawid Ogrodnik swoją karierę aktorską rozpoczyna od górnego "c" i wiem, że na filmy z Jego udziałem chodzić będę w ciemno. Nawet, jeśli będzie w nich grał nogę od krzesła lub żelazko.

"Chce się żyć" to nie jest film na randkę czy jesiennego doła. To mocny przekaz, zmuszający do patrzenia i myślenia o osobach niepełnosprawnych inaczej. Wyczołgacie się ledwo żywi z kina, wyrzucając tonę chusteczek do najbliższego śmietnika i zastanowicie się nad tym, jak dobrze, że możecie z tego kina do domu dojść o własnych siłach, na dwóch nogach.

2 komentarze:

  1. Widząc zwiastun tego filmu w kinie poważnie zastanawiałam się czy iść na ten film do kina. Niby zrobił na mnie wrażenie, niby jest wychwalany przez wszystkich, a jednak... nadal mam obawy, że to typowo polskie, brzydkie kino, które dołuje i przeraża (i to właśnie wybiera sobie na główny cel). Choć... Twoje zdanie "Tylko nikt o tym nie wie. A przynajmniej, do czasu." daje mi nadzieję na to, że nie jest tak strasznie tragicznie jak przewidywałam :)

    z wartościowym przesłaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! To prawda, że film dołuje, ale niekoniecznie przeraża. Być może to za sprawą domowej scenerii, ja odnosiłam wrażenie, że to może się dziać u mnie w domu albo u sąsiada za ścianą. Cieszę się, że może tym jednym zdaniem udało mi się Ciebie choć trochę zachęcić :) A swoją drogą, masz super nazwę bloga!

      Usuń