Chuda ta Blondynka. 90 stron, nawet nie zauważyłam jak już byłam przy końcu. I nie przeszkadza ani telepiący z lewej na prawo tramwaj ani gadający współpasażerowie, zupełnie nic nie było mnie w stanie przywrócić do rzeczywistości. Bo przebywałam w Peru. W doborowym towarzystwie podróżniczki i pisarki Beaty Pawlikowskiej.
To było moje pierwsze czytelnicze spotkanie z autorką.Przyznam się szczerze, że podobało mi się w tej książce absolutnie wszystko. Przede wszystkim, styl pisania autorki, która wszelkie ciekawostki dotyczące kraju "sprzedaje" czytelnikowi z taką lekkością, że lektura jest błyskawiczna. Charakterystyczne obrazki autorstwa Pawlikowskiej urozmaicają czytanie, pobudzają wyobraźnię. Wyglądają żartobliwie i czasami wydają mi się puszczeniem do czytelnika oka. Są oryginalne oraz łatwe do zapamiętania, same plusy.
Małe, kieszonkowe wydanie okazuje się zbawienne jeśli ma się mikroskopijną torebkę, a w niej milion rzeczy. Ale niech nie zmyli Was format, nawet w tym maleństwie znalazło się miejsce na fotografie z podróży. Jest ich całkiem sporo.
"Blondynka w Peru" choć nie zaspokoiła mojego apetytu na dogłębne poznanie tego kraju to muszę przyznać, że przekazuje wiele. Wszystkiego tu po trochu, odrobina kuchni, kultury, historii Inków. Podoba mi się idea książek, z którymi można zwiedzić wiele i zabrać je ze sobą niemalże wszędzie. Polecam wszystkim tym, którzy chcą poznać odrobinę tego pięknego świata.
Czekam z niecierpliwością aż światło dzienne ujrzy najnowsza książka pisarki "Planeta dobrych myśli". Od jakiegoś już czasu nieśmiale podglądam działalność Beaty Pawlikowskiej na facebooku i znajduję tam dużo mądrości ... w kolorze żółci.
To ta karteczka, która codziennie mówi mi "dzień dobry" na pulpicie komputera.
Tę i wiele innych znajdziecie tu.
Ciekawa recenzja i też czekam na "Planetę ..."
OdpowiedzUsuńTeż ostatnio czytałam "Peru" tylko w wydaniu zbiorczym i też mi się podobało (choć zwykle bardzo marudzę na styl autorki).
OdpowiedzUsuńNatomiast żółte karteczki do mnie nie przemawiają. Ale jeżeli komuś mogą pomóc, to jestem za. :)
Bardzo lubię książki Pawlikowskiej, a jej styl, przez wielu krytykowany, jak najbardziej mi odpowiada. Podobają mi się wydania wszystkich "Blondynek", gdyż zawsze cieszą oko pięknymi fotografiami i ciekawymi zapiskami. "Blondynkę w Peru" mam w swojej domowej biblioteczce i czasem do niej zaglądam:) PS. Czy dobrze widzę, że na Twojej półce stoi opasłe tomisko "Biblii dziennikarstwa"? :) Zaglądasz tam czasem? Ja jestem już (albo dopiero) po kilkunastu rozdziałach i stopniowo powracam do lektury, która rozciąga się w czasie, bo przecież nie sposób połknąć jej w jeden wieczór. Jak dla mnie, to całkiem niezła książka ;)
OdpowiedzUsuńAleż masz spostrzegawcze oko! Tak, to "Biblia dziennikarstwa" i zdarzyło mi się do niej zajrzeć, jest ciekawie napisana :) Tomisko faktycznie opasłe :)
UsuńNa pewno przeczytam, Pawlikowska jest na mojej liście do czytania w 2013r. :)
OdpowiedzUsuńJakoś nei mogę przekonać się do Pawlikowskiej ;/
OdpowiedzUsuńNie przepadam za stylem Pawlikowskiej, a poza tym szkoda mi pieniędzy na pobieżne zwiedzanie konkretnego zakątka świata, jakie proponuje ta kieszonkowa seria:)
OdpowiedzUsuńChwała Ci za to, że nie wspomniałaś o pieczonych świnkach morskich:)
Pozdrawiam serdecznie!
Hahah:) Tak, one na mnie też podziałały... Nie chciałam wspominać o wielu konkretach, bo nie lubię czytelnikom psuć niespodzianek :)
UsuńA ja po przeczytaniu "Agnes w Wenecji"
OdpowiedzUsuńhttp://mieedzykartkami.blogspot.com/2011/12/agnes-w-wenecji.html
Pawlikowskiej, jakoś nie mam ochoty na kolejne spotkanie z autorką, poprzednia lektura mnie rozczarowała, może jeszcze kiedyś dam jej drugą szansę?
pozdrawiam
Moja siostra jest wprost oczarowana Pawlikowskiej i ,,chomikuje'' wszystkie jej książki. Nie wiem, czy powyższą publikacje ma, czy też nie, ale zapytam się w razie czego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.