piątek, 21 października 2011

Lucy Dillon, "Spacer po szczęście"


Brakowało mi takiej książki. Ot, lekkiego, kobiecego czytadła, któremu można poświęcić całe popołudnie, bezkarnie się relaksując.  Nie wymagająca od odbiorcy za dużo, ale niewątpliwie można przy niej mile spędzić czas, po prostu ciesząc się lekturą i odpoczywając jednocześnie.

Związki, które są pierwszą miłością i okazują się tą na całe życie to marzenia wielu kobiet. 
Juliet, główna bohaterka powieści,doznała tego szczęścia i od piętnastego roku życia była zakochana w Benie, którego poślubiła.  Mieli wiele wspólnych planów, kupili dom, który chcieli stopniowo urządzać, myśleli o dzieciach. 
Kiedy nagle, skończyło się życie Bena, w pewnym sensie skończyło się także życie Juliet. 
Została sama, w niewykończonym domu, z psem i głową pełną wspomnień.

Podirytowana troską swoich bliskich i milionem zadawanych jej pytań, postanowiła odciąć się od świata i unikać ludzi. Wtedy, jej matka wpada na pomysł, aby wyciągnąć córkę z domu i proponuje jej opiekę nad własnym psem. Później, stopniowo przybywa czworonogów do opieki, przybywa także ludzi w życiu coraz mniej zasmuconej Juliet, ich historii, zwyczajów. 
Kobieta małymi krokami (także tymi zrobionymi z hordą czworonogów) wraca do siebie.


Podobało mi się to, że pomimo kategorii książkowej, jakiej jest przypisany "Spacer po szczęście", autorka nie tworzy postaci czarnych i białych. Nikt nie jest tu gloryfikowany, każdy ma jakąś większą czy mniejszą wadę. Ważnym elementem jest także to, że historia miłosna nie przebiegana zasadzie: po wielkim dramacie pojawia się istny książę na białym koniu. A to wielki plus!
Choć oczywiście, jest to bajka z psim motywem w tle, to jak najbardziej spełniła swoje zadanie - można było się odrobinę zasmucić, rozmarzyć, ale także uśmiechnąć. To ciekawa historia o leczeniu ran kobiecej duszy, która może się okazać wspaniałym towarzyszem coraz dłuższych, jesiennych wieczorów. 






Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu
Prószyński i S-ka


9 komentarzy:

  1. Już dostałaś "Spacer po szczęście" ? A ja czekam ciągle na nią i ogromnie jestem ciekawa moich wrażeń, czy także będą zbliżone do twoich. Czas pokaże..

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli będę miała okazję, to na pewno przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przepadam za książkami dobrymi na wieczór, dobre do relaksu. Taki z nich relaks, że prędzej przy niej usnę niż ją przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam w swojej domowej biblioteczce inną książkę tej autorki, "Psy, Rachel i cała reszta", jak przeczytam, będę mniej więcej wiedziała, czego się spodziewać po lekturze recenzowanej przez Ciebie i czy podoba mi się styl autorki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybacz, że tylko pobieżnie zerknęłam, bo książkę mam w niedalekich planach i strasznie jestem ciekawa, czy mi się spodoba...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam, ale chętnie dałabym jej szansę:)). Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  7. zachęcająca:)
    muszę przyznać, że jesteś bardzo dobra w pisaniu recenzji, bo świetnie mi się je czyta:D :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że Ci się podobała, bo mam ją na półce i wkrótce biorę się za lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam ją w najbliższych planach czytelniczych ;) Coś czuje, że mi się spodoba ;)

    OdpowiedzUsuń