wtorek, 3 maja 2011

"Zielona mila", Stephen King

Naprawdę ciężko jest znaleźć czas w tym jakże zabieganym, przedmaturalnym maju...
I jakoś tak, nawet czerpanie przyjemności z małych rzeczy przychodzi trochę trudniej, gdy uświadamiam sobie, co jest przede mną i nerwowo sięgam do jakiegoś podręcznika "A, nie doczytałam tego", "A może jeszcze Miłosz" ....
Ale na dziś stop. Wystarczy. Kubek z herbatą!
Dzisiaj pochłonęła mnie (a ja dałam się pochłonąć!) "Zielona mila"....

I wróciła do mnie masa ciekawych wspomnień.
Pamiętam, że kiedy ostatnio oglądałam w telewizji ten film, inna stacja postanowiła zrobić widzom psikus i puścić w podobnym czasie antenowym inny, równie rzewny film, z Hanksem.
W moim wykonaniu wyglądało to bardzo ciekawie, najpierw skończyłam oglądać "Zieloną milę", z paczką chusteczek, a potem akurat trafiłam na końcówkę filmu "Philadelphia" , który wzbudza we mnie podobną reakcję, więc następnego dnia rano wyglądałam własna śmierć.
Jedna z moich nauczycielek w szkole, zapytała się mnie, czemu wyglądam tak blado, a ja na to, że wczoraj leciała "Zielona mila". Roześmiała się i powiedziała, że Ją też dzisiaj bolą oczy. :)


Dla mnie, pokolenia lat dziewięćdziesiątych, "Zielona mila" to zwrot niemal kultowy. 
Uważam, że wśród kina lat dziewięćdziesiątych jest kilka takich klasyków, na którym dużo osób po prostu się wychowało. Niewątpliwie ten do nich należy.
Choć film oglądałam przynajmniej kilka razy, po książkę sięgnęłam dopiero teraz. 

Choć zakładałam, że dobra znajomość filmu, przeszkodzi mi w czytaniu tej lektury, nie spodziewałam się, że będzie to aż tak rażące.
Warto też zaznaczyć, że zamysłem publikacji była powieść w odcinkach. Jeśli mogę coś zarzucić panu Kingowi to to, że da się wyczuć nierównomierność tej powieści.
I pisarz może mieć gorszy dzień, niektóre odcinki są rozpisane po prostu świetnie, inne trochę "na odwal", czasami wyczuwamy napięcie, które kiedyś miało zachęcić do sięgnięcia po następny numer gazety, ale czasami nie.

Jedno trzeba stwierdzić, ta powieść to świetna baza do filmu, bo i historia jest wybitna.
Kiedy poznajemy naszego głównego bohatera jest już on sędziwym staruszkiem, który myślach wraca do dawnych czasów, aby móc je spisać.
Paul Edgecombe jest pracownikiem bloku więziennego dla najgorszych przestępców. 
Ma wątpliwą przyjemność poznać różne typy, psychopatów, zboczeńców, morderców, ale jedno jest pewne - John Coffey nie pasuje do żadnej z tych szufladek.

Przestępstwo, za jakie został skazany to zgwałcenie i zamordowanie dwóch dziewczynek.
Dla sądu wszystko wyglądało jednoznacznie. A do tego John Coffey jest czarnoskóry, co w latach trzydziestych miało spore znaczenie.

Paul dostrzega jednak pewnego rodzaju inność, która wyróżnia Johna na tle innych.
Wrażliwość oraz to, że John czuje i zauważa rzeczy, których nikt oprócz niego nie widzi. 
Jest wyjątkowy. Potrafia pomagać innym i używać swojej wyjątkowości na pożytek ludzi.
Czy jest to wykonalne zza więziennych krat, w oczekiwaniu na krzesło elektryczne?
Na to pytanie powinni odpowiedzieć sobie wszyscy ci, którzy nie mieli możliwości obcowania z tą historią.

Mam wrażenie, że "spotkanie" z tym człowiekiem na kilka chwil zmusza nas do refleksji. 
Nad niezliczoną liczbą zagadnień. Ulotnością życia oraz jego zależnością od innych, ale przede wszystkim na przypadkowości zła. Jak łatwo może ono zataczać kręgi, gdy raz wysłane jest do drugiego człowieka.

PS. Drogie Wydawnictwo Albatros, nie łamcie mi serca. Nie karzcie mi patrzeć na nie z przymiotnikami pisane osobno, gdy mam przed oczami tak wspaniałą historię, bardzo Was proszę....



13 komentarzy:

  1. Po pierwsze powodzenia na maturze życzę :*
    Zieloną milę znam jedynie z ekranizacji, genialnej zresztą.
    Kinga czytałam już wielokrotnie, a nigdy nie mogę czasowo wyrobić się z przeczytaniem tej książki.
    Wypożyczam ją z biblioteki i oddaję nie przeczytaną.....
    Przypomniałaś mi jednak, że muszę znów się zabrać za zdobycie czasu na tą pozycję :)
    Mam pytanie, co w twoich odczuciach lepsze film, czy książka?
    Bo ja muszę przyznać, że ,,Lśnienie,, książkowe było dobre, ale ekranizacji Kubrika, jak dla mnie nie przebiło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Matura za pasem. Boże kiedy to było..eehhhh....a Zielona Mila to prawdziwy klasyk. Cieszę się że się podobała...powodzenia na maturze...

    OdpowiedzUsuń
  3. Film wprost uwielbiam i bardzo chętnie po niego sięgam każdego nudnego, deszczowego dnia :) Książka w jakiś sposób mnie odstrasza ilekroć sprawdzam czy akurat jest dostępna w bibliotece. Sama nie wiem dlaczego, może podświadomie nie chcę niszczyć uczuć, jakie przychodzą wspominając film? Choć z drugiej strony nie sądzę by w przypadku twórczości Kinga film okazał się lepszy niż książka, ale kto wie ;) Co do ostatnich zdań, to spotkałam się już z tego typu błędami lecz w przypadku innego wydawnictwa... Aż razi oczy, a przy okazji uczy błędnej ortografii! Życzę z całego serca powodzenia na maturze!

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie:)
    Powodzenia na maturze!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że ja już maturę pisałam dwa lata temu i mam to za sobą. Choć widok sesji też nie jest za miły :P.
    A książka "Zielona mila" leży grzecznie półce i czeka, niestety jeszcze nie przeczytana. Może jak będę wracać do Trójmiasta to wezmę ją na podróż. Mam nadzieję, że się nią nie zawiodę, gdyż film był przepiękny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam te książkę, a film uważam za jedną z najlepszych ekranizacji (jeśli nie najlepszą).
    Ja też oglądałam najpierw film, ale nie przeszkadzało mi to w czytaniu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Film widziałam kilka razy, zawsze wywołuje we mnie wiele emocji i łez. Jakoś mam obawy przed sięgnięciem po książkę, może kiedyś.
    Trzymam kciuki na maturze :D

    OdpowiedzUsuń
  8. ten film za każdym razem wciska mnie w fotel. w tematyce więziennej dorównać mu może tylko skazani na shawshank. książki jeszcze nie czytałam, ale wiem, że kiedyś na pewno po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, teraz to ty ranisz moje serce - właśnie kupiłam to wydanie! Ech, czyli jednak trzeba było zainwestować w inne... Trudno, jakoś te błędy przemęczę ;) Kocham i film, i książkę, choć, tak jak piszesz, czuje się wyraźnie tę "odcinkowość". Ale wzrusza, i to jak. Najmocniej płakałam przy scenie z Panem Dzwoneczkiem i Mouseville... Jakoś wydawało mi się to okrutniejsze nawet od egzekucji Delacroix. Odebranie nadziei gorsze od okrutnego odebrania życia? Powodzenia na maturze życzę - jej, kiedy to było ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja skutecznie odpędzam się od obejrzenia filmu ,gdyż chcę przeczytać książkę ,której zakup planuję już od lat a i tak nadal nie ma jej w mojej biblioteczce :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawa recenzja, Zieloną Milę i czytałem i oglądałem i zgadzam się, że niektórzy się na niej wychowali :)
    Lekko spóźnione ale także życzę powodzenia na maturze. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Życzę powodzenia na kolejnych maturach :) Mam nadzieję, że podobnie jak ja twierdzisz, że polski nie był trudny ;)
    Film był świetny, o książce do dziś nie słyszałam, ale mam na nią chęć ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zielonej Mili nie czytałam, ale muszę koniecznie to zmienić. Wiem, że jest lepsza niż film, który podobał mi się ogromnie. Przede wszystkim to chciałabym mieć Kinga na własność - na razie powolutku zbieram te wydane w Prószyńskim, bo najbardziej podobają mi się ich wydania. Liczę, że kiedyś wydadzą wszystkie książki Kinga ;) I powodzenia życzę :) Jak mam być szczera to najchętniej bym się z Tobą zamieniła - perspektywa obrony nie jest dla mnie przyjemna, a do matury podeszłam z lekkim luzem, co też miło wspominam.

    OdpowiedzUsuń