sobota, 12 marca 2011

"Poznasz przystojnego bruneta" Woody Allen

Zanim będziecie mogli przeczytać recenzję najnowszego filmu Allena,  muszę napisać, że ten pan to moja  miłość.
Jestem fanką jego filmów, mam u siebie w pokoju półkę pod wezwaniem Woody'ego Allena, na którym je gromadzę, chodzę do kina na każdy maraton Jemu poświęcony.
Czemu?
Bo z filmami Allena było u mnie jak z miłością od pierwszego wejrzenia, ten niski okularnik swoją inteligencją i pomysłowością zawsze mnie zadziwia. 
Zabawna sytuacja spotkała mnie wczoraj - czekając na maraton w Multikinie, usłyszałam jak jeden chłopak pyta się swojego kolegi "Ale kto to właściwie jest Woody Allen?".
Nie każcie mi, proszę, po raz drugi w przeciągu 24h odpowiadać na to pytanie... :)





Czekanie na kolejną premierę filmu Woody'ego Allena przypomina mi trochę czekanie na Gwiazdkę w dzieciństwie.
Moja radość jest porównywalna, choć nie jestem już dzieckiem.
Muszę się jednak przyznać, że moja miłość złamała mi tym filmem serce - ponieważ pierwszy raz w życiu po obejrzeniu jakiegoś jego filmu czułam obojętność.
Byłam strasznie sobą zdziwiona - że to niby Woody coś takiego spowodował? On, mistrz ciekawego scenariuszu, świetny humorysta, perfekcjonista,prowokator?
A jednak.



Film opowiada historię czterech, powiązanych ze sobą, osób, zamieszkujących Londyn.
Pierwszą z nich jest Helena Shebritch (Gemma Jones), którą poznajemy w momencie, gdy udaje się do wróżki.
Powodem jej wizyty jest kompletne zdołowanie, jakiego dostarczył jej mąż, Alfie (Anthony Hopkins), porzucając ją. 
Ten sposób na rozwiązanie problemu poleciła jej córka, Sally (Naomi Watts), która po prostu chciała, aby jej matka w końcu przestała się zamartwiać.
Córka jednak nie miała pojęcia o tym, że jej matka, zacznie brać bardzo do siebie wszystkie, (nawet najbardziej absurdalne) rady "wróżki".

W miarę postępowania fabuły filmu, z historii tych ludzi, "wychodzi" wiele ciekawych faktów - liczne romanse, słabości, absurdy, wzajemne pretensje.
Napięcie kłótni między nimi jest dość wysokie, zgodnie z zasadą, że z rodziną najlepiej wygląda się na zdjęciu.
Fabuła rozwija się i dochodzimy do punktu, w którym, mówiąc wprost, każdy ma kogoś.
Czy na wskutek romansu zawiązanego z powodu małżeńskich kłótni, czy też z powodu nagłego pociągu do seansów spirytystycznych.
W momencie, w którym miłosne koło się zamyka, każdy jest czymś zajęty, film się urywa i to zepsuło mi jego prawidłowy odbiór.
Skojarzyło mi się to trochę z zamiarem w sztuce, jaki stosował Michał Anioł - non finito.
Zostawiał niedokończone rzeźby celowo, taki był jego zamysł  i tak właśnie postąpił Woody, jednak w moim odczuciu, psuje to całość filmu.
Filmu, który i tak jak na Allena był bardzo, bardzo przeciętny...

Wydaje mi się, że najlepiej rozpisanym wątkiem jest wątek Alfiego i jego nowej, wybitnie głupawej, żony - byłej prostytutki.
To on nurtuje nas najbardziej. 
Jestem zawiedziona, bo film posiada naprawdę znakomitą obsadę aktorską i widać, że aktorzy się bardzo spisali w odgrywaniu swoich ról, ale niestety, ich wysiłek, poszedł na marne.
Nie polecam. :)









Jest mi strasznie, strasznie przykro, że kompletnie nie mogę zabrać się za napisanie jakiejś recenzji, mam masę książek do przeczytania, a niestety, są to głównie lektury potrzebne mi do przygotowania się do ustnej prezentacji z polskiego... :(


7 komentarzy:

  1. Skoro nie polecasz, to rzeczywiście musiało być źle ;/ Już od obejrzenia pierwszej zapowiedzi nie miałam ochoty go oglądać, ale jeśli miałabym to zrobić, to z ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do Woody Allena mam mieszane uczucia, bo niektóre filmy lubię, inne wprost przeciwnie... Dzięki za cynk:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu... takiej recenzji się nie spodziewałam. Bo Allena lubię, choć przyznam szczerze, że nie wszystkie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Również cenię sobie Allena, głównie starsze produkcje- Annie Hall, Miłość i Śmierć, Manhattan, Wnętrza, ale Vicky Cristinę oraz Co nas kręci również lubię. Wybierałam się do kina na powyższy film, ale chyba jednak zrezygnuję :)
    PS, jaki masz temat matury ustnej?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję bardzo za docenienie moich słów, to naprawdę bardzo miłe i znaczące dla mnie :)Do języka Marqueza trzeba przywyknąć, przyzwyczaić się, zaakceptować, by w końcu docenić i pokochać jego magię. Choć początki mogą być trudne, to zapewniam że efekt końcowy jak najbardziej zadowalający :) Jeżeli chodzi o filmy to o "Sali samobójców" dużo słyszałam, naczytałam się wielu pochlebnych recenzji zatem nie odpuszczę sobie na pewno. Z nowości kinowych muszę też koniecznie polecić Ci "Czarny czwartek", który ogromnie mną wstrząsnął, a poza tym jest naprawdę świetnie zrobiony.

    Co do matury- jeśli brakuje Ci malarza, to powiem, że osobiście cenię sobie twórczość Klimta i Muchy, może Ci pomogę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, w każdym razie życzę owocnych poszukiwań i oczywiście powodzenia na maturze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Filmy Allena lubię, ale gdy próbowałam przeczytać jego :Obronę szaleństwa: bardzo szybko zrezygnowałam..

    A z ciekawości zapytam: jaki masz temat prezentacji?:)

    OdpowiedzUsuń