niedziela, 6 marca 2011

Emily Giffin - Sto dni po ślubie

Odnoszę takie wrażenie, że na blogach o pani Giffin powiedziano już wszystko.
Nie będę wiec przynudzać - kto miał przeczytać, ten przeczytał, a kto nie - zapraszam.

Lubimy lekkość jej pióra, znane nam sytuacje, w których możemy odnaleźć nasze własne, kobiece historie, choć uśmiechnęłam się niedawno podczas lektury "Wysokich Obcasów", kiedy to dziennikarz przeprowadzający z Nią wywiad, zastrzegał, że nie warto wrzucać pani Giffin do szufladki literatury kobiecej. :)
Sama napisałam baaardzo długą notkę, w której zrecenzowałam aż dwie jej książki i dziś napiszę o dziele pt. "Sto dni po ślubie".





Co dzieje się z kobiecym sercem, kiedy składa przysięgę,deklarując miłość do końca życia?
Czy automatycznie włącza się w nim przycisk kasacji wszystkich poprzednich mężczyzn, na rzecz Tego Jedynego, Wymarzonego?

Na te pytania odpowie nam historia Ellen, z którą spotykamy się na stronach powieści "Sto dni po ślubie".
Ellen, która pomimo kilku nieszczęść w swoim życiu, wydaje nam się być szczęściarą.
Los uśmiechnął się do niej, ponieważ jej mężem jest Andy - niemalże urzeczywistnienie (męskich) cnót wszelakich.
Czuły, opiekuńczy, dobrze zarabiający.
Ich związek emanuje zaufaniem, przyjaźnią, są dobrym, aczkolwiek młodym małżeństwem. 
Ellen jest szczęśliwa. 

Gdzieś tam, głęboko, miała w sobie wspomnienie swojego byłego chłopaka - Leo. 
Spotkała go przez przypadek na ulicy i ... bum.
Wybuchła bomba - wspomnień, gdybania, domysłów, zazdrości, pożądania.
Nasza główna bohaterka stara się walczyć z tą bombą niczym najlepszy snajper - ale nie zdradzę Wam, jak jej to wyszło. :)

Bardzo podobały mi się opisy analizy Ellen, która starała się przypominać różne etapy znajomości z jednym jak i z drugim panem. Na skutek tej analizy możemy się dowiedzieć kilku ciekawych szczegółów, które przyczyniły się do lepszego nakreślenia portretu tych postaci.

Historia jest w stanie poruszyć, dlatego, że może się ona zdarzyć każdej kobiecie.
Jest banalna w swoim przekazie, ale jednocześnie ciekawie opisana.
Nazywam Emily Giffin królową babskich czytadeł i dla mnie ta książka jest kolejnym tego dowodem. 
Mam wrażenie, że ta powieść spodobałaby mi się bardziej, gdybym posiadała na swoim koncie doświadczenie w postaci męża. 
Wybaczcie, za szczerość, ale tak mi się wydaje, ponieważ nie zrobiła ona na mnie aż takiego wrażenia jak na tych, które posiadają mężów.




Przy okazji pisania o lekturze zajrzałam na stronę EG i szalenie mi się spodobała, niestety, trochę mniej zwiastun do "Coś pożyczonego", brr...


Tak w ramach małego odniesienia do poprzedniej notki...
Może ktoś zechciałby podzielić się swoją książkową Perełką? :)
Moja czuje się trochę samotna...

:)

13 komentarzy:

  1. Uwielbiam Emily:) Nie czytałam jeszcze coś pożyczonego i coś niebieskiego bo nie znalazłam w bibliotece ( nie wspomnę o chęci posiadania własnych egzemplarzy:D) Ale mam w planach:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cały czas myślę nad swoją perełką,a co do Giffn- już Ci mówiłam;) Miłość;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam w planach i już nie mogę się doczekać:)).
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak do tej pory Giffin czytałam 4 książki. "Sto dni po ślubie" to była pierwsza książka, z którą się spotkałam tej autorki i miałam ją na własność, czego żałuję. Wymieniłam. Książka była dobra, ale nie na tyle by chcieć ją mieć na półce. "Dziecioodporna" mnie zawiodła, a "Coś pożyczonego" jak do tej pory najbardziej mi się spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam żadnej książki pani Giffin, ale jeśli najdzie mnie ochota na jakieś babskie czytadło to na pewno po którąś z jej pozycje sięgnę. A co do książkowej perełki to nadal się zastanawiam, którą by tu przedstawić, ciężki wybór. Swoją drogą postanowiłam nadrobić wielkie zaległości na blogu i koniecznie coś zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzisz, wszędzie o niej już pisana, a ja nadal nie przeczytałam ani jednej jej powieści :((
    Po prostu wstyd! Ale nadrobię, na pewno :)

    Pozdrawiam serdecznie :)
    {http://biblioteczka-pandorci.blogspot.com/}

    OdpowiedzUsuń
  7. Zainteresował mnie temat powieści- życie po ślubie i od razu na myśl przyszła mi "Miłość w czasach zarazy" Marqueza, która skupia się na życiu po małżeńskim i rozkłada je na czynniki pierwsze. Z pewnością powyższa książka nie przejmie mnie tak jak dzieło Marqueza, ale tematyka podobna a więc sięgnę- oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A jeżeli chodzi o tą perełkę, hmm. Myślę, że Gra w klasy, którą cenię ze względu na sentyment, wartość treści i "Sto lat samotności" za powyginane brzegi i zapiski na stronach :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Prześladuje mnie ta Giffin ostatnio :)
    Trzeba wreszcie coś przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Już od dawna chcę przeczytać coś tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nad kwestią 'perełek' się zastanowię :)

    A książkę Giffin mam, ale zaczęłam od innej jej powieści i odłożyłam na bok, bo mnie znudziła. Mam nadzieję, że kolejne podejścia będą bardziej owocne.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tej pisarki, może kiedyś jak na razie mnie do niej nie ciągnie. Milion małych kawałków Frey'a to moja ulubiona książka:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Na którąś z książek Emily Giffin mam już dłuższy czas ochotę, tym bardziej, że narazie nie czytałam żadnej.
    Będę musiała wreszcie przeczytać;)

    OdpowiedzUsuń