poniedziałek, 20 stycznia 2014

Książki na najgorszy dzień w roku


Mam problem z pisaniem o książkach na temat samorozwoju czy psychologii. Lubię od czasu do czasu sięgnąć po coś, co jest w stanie przegonić moje lenistwo i zainspirować do działań. Prawdopodobnie sesja jest rozsądnym wyjaśnieniem, czemu w ostatnim czasie przeczytałam je aż dwie. 

Beata Pawlikowska "W dżungli samotności"

Okładka tej książki miażdży. Jeżeli kogoś nie przeraża pani Pawlikowska odziana w kostium z imitacji lamparciej skóry to sięgnie po tę książkę. Radzę włożyć ją w jakąś okładkę, bo warto. 
Czytelniczy fenomen Pawlikowskiej, polskiego guru od tego, jak być w życiu szczęśliwym jest fenomenem przeze  mnie zaledwie "pomizianym", a nie poznanym. Ta książka przekonała mnie do tego, że warto. Mądre spojrzenie na tematy związane z pewnością siebie i niskim poczuciem własnej wartości. Napisana lekkim językiem, błyskawicznie można ją pochłonąć, niczym pigułkę na lepszy humor ;) 

Agnieszka Jucewicz, Grzegorz Sroczyński "Żyj wystarczająco dobrze"

Zbiór wywiadów przeprowadzonych z ekspertami na temat przeróżnych ludzkich problemów. Od niepłodności po pracoholizm. Każdy znajdzie coś dla siebie, być może odnajdzie jakiś aspekt swoich problemów. Trudno jest pisać o tej książce jako o zbiorowości, dla mnie wszystkie te rozmowy są ciekawymi historiami na nieraz zupełnie odrębne tematy.

Jeżeli to nie pomoże to zostaje tylko czekolada, niestety. ;)

sobota, 18 stycznia 2014

"Pod mocnym aniołem" (2013, reżyseria: Wojciech Smarzowski)



W naszym kraju  łatwiej jest przyznać się do tego, że jest się kosmitą niż do niepicia.
„Piję, bo wszyscy piją” mówi jeden z bohaterów najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego  „Pod mocnym aniołem”. Jesteśmy tak opatrzeni z widokiem osób z flaszką w ręku, że nie przeszkadzają nam oni absolutnie nigdzie, przyzwolenie społeczne szepcze cicho „tak” na spożywanie alkoholu w pociągach, tramwajach, na przystankach, a nawet w kinie na premierze „Pod mocnym aniołem”.
Groteska ta i fakt, że siedziałam na sali z ludźmi, którzy cały  seans się śmiali daje do myślenia niemniej niż sam film. 

Opowiada on historię Jerzego, któremu palców  u nóg i rąk by zabrakło, żeby zliczyć, ile razy trafiał na odwyk. Poznajemy jego życie oraz wyznania innych alkoholików zmagających się z nałogiem, który spustoszył ich życie zawodowe i rodzinne. Choć każdy z nich jest inny to w pewnym momencie filmu ich historię zlewają się w to samo. Przesnutą zapachem wymocin smutną balladę o zaprzepaszczonych szansach i rozbitych rodzinach.
Jerzego spośród nich wyróżnia to, że na odwyku  w ogóle się nie stara. Przynajmniej do czasu.
 Fabuła „Pod mocnym aniołem” przypomina pijacki ciąg, niechronologicznych zrywów i bolesnych upadków. Funduje to widzowi rytmiczne emocje, co chwilę zastanawiamy się, czy Jerzy tym razem z tego wyjdzie. Im bardziej drastyczne sceny serwuje nam Smarzowski, tym bardziej przekonuje do tego, że trudno dla alkoholika znaleźć jakąkolwiek deskę ratunku. 

Film podobał mi się już na etapie napisów początkowych, kiedy wymieniane były nazwiska wyśmienitych aktorów. Nie mogłam oczu oderwać od Więckiewicza, teraz rozumiem, co miał na myśli kiedy w wywiadach mówił jak trudna była to rola.
Chyba jestem masochistką, ale lubię dostawać „po mordzie” od Smarzowskiego i ekipy* osób z nim współpracujących.  Robi to najlepiej. Obrazem, montażem, dźwiękiem przyprawiającym o ból głowy. Fani mocnej jak wódka smarzowszczyzny dostaną to, co lubią. Jeśli ktoś nie widział filmu jego autorstwa to jest to poważna zaległość, zyskują miano kultowych. 


* Autorem zdjęć do filmu jest Tomasz Madejski, za muzykę odpowiada Mikołaj Trzaska, montaż  wykonał Paweł Laskowski.

wtorek, 14 stycznia 2014

"Śmierć letnią porą" Mons Kallentoft


Mons Kallentoft to pisarz, który mnie zaintrygował. Bardzo często twórcy kryminałów swoje książki zamykają na przestrzeni historii jednego morderstwa i jakiegoś delikatnego portretu komisarza prowadzącego śledztwo. Mons Kallentoft nie bawi się w takie kryminalne pitu pitu, w jego książkach są potworne zbrodnie, charyzmatyczna pani komisarz i wplatanie poetyckiego języka w narracje. Mieszanka wybuchowa. 

"Śmierć letnią porą" już od samego początku zapowiada wielkie emocje. Na placu zabaw zostaje znaleziona dziewczyna, która została zgwałcona i wyszorowana chemikaliami farbującymi skórę na biały odcień. Następne ofiary niestety nie będą miały tego szczęścia i nie zostaną znalezione żywe.
Zagadkę próbuje rozwikłać komisarz Malin Fors, samotna matka, rozwódka z ciągotami do alkoholu i przypadkowego seksu. Zapomnijcie o dobrych gliniarzach świecącymi przykładem. Malin jest zwykłą kobietą ze słabościami, która ma zawód odrobinę bardziej podwyższający adrenalinę niż inne. 
Powód, dla którego warto zwrócić uwagę na tę książkę to jej oryginalność. Autor bawi się z czytelnikiem, próbując oryginalnych narracji, eksperymentując z językiem i z tłem wszystkich wydarzeń. Jego opis żaru lejącego się z nieba sprawia, że nawet w mroźny wieczór robi się gorąco.  "Śmierć letnią porą" to książka, w której można się zaczytać, zapominając o wszystkim dookoła.

sobota, 11 stycznia 2014

Stephen Rebello "Alfred Hitchock. Nieznana historia "Psychozy""



Hitchock to jedno z moich ulubionych reżyserskich nazwisk. Uwielbiam "Psychozę", szalenie podobał mi się film "Hitchock" opowiadający historię jej powstania. Ale książka to klapa
Może nie taka przez wielkie "k", ale jednak z bólem serca przyznaję, że się zawiodłam.

W przedmowie, Stephen Rebello zrobił mi ogromnego smaka. Wspomina o tym, że miał okazję przeprowadzić wywiad z artystą przed jego śmiercią, że "Psychoza" i  proces jej tworzenia wzbudził w nim ogromną ciekawość. Nie czuję tej fascynacji, zapału czy wręcz szaleństwa, o jakim wspomina. 
Owszem, mamy zbiór faktów, ciekawostek, ale połączone ze sobą nie stworzyły spójnej opowieści zapierającej wdech. Nie ma w niej lekkości, zabrakło czegoś, co sprawiłoby, że chociaż na sekundę poczułabym się jako ktoś, kto na planie kultowego filmu faktycznie jest.

Po przeczytaniu książki zastanawiałam się: czy to bezbarwne coś  na pewno było podstawą to stworzenia tak interesująco zrobionego "Hitchocka"? Przecież to niemożliwe. W kinie siedziałam zafascynowana, nad książką prawie zasnęłam. Coś tu jest nie tak.
"Alfred Hitchock..." Stephena Rebello jest świetnym przykładem na to, że jak brakuje warsztatu literackiego to nawet charyzma tak barwnej postaci nie okaże się deską ratunkową.  


środa, 8 stycznia 2014

książka - czym to promować?

W 2012 roku 61% Polaków nie miało w rękach ani jednej książki. Nie ukrywam, ta liczba skandalizuje mnie za każdym razem jak ją widzę, mimo upływu czasu od opublikowania tych danych przez Bibliotekę Narodową. Jeżeli coś się zmieni, cokolwiek ulegnie poprawie to dla mnie minister Zdrojewski będzie jak drugi Jezus.Moje miłosierdzie nawet wybaczy politykowi poprzednie książkowe wpadki, chęci likwidowania i łączenia bibliotek, o których było głośno.


Brakuje mi jednak w tym planie czegoś nowego. Innowacyjnego, co wzbudzi jakiekolwiek emocje chociażby w mediach. Fajnie, że kasa pójdzie do bibliotek., dając niektórym wyeksploatowanym instytucjom nowe "wdzianko" i przede wszystkim, książki. Nie jestem przeciwnikiem takich akcji, miliard złotych na rozwój czytelnictwa w Polsce piechotą nie chodzi. Podobnie jak ktoś, kto do biblioteki nie chodzi - czy przez to, że w jej zasobach pojawi się kilka nowości nagle go oświeci?

Ostatnio słyszę o ciekawych inicjatywach wzbudzających na tyle emocji, że informacje o nich dotarły do naszych rodzimych mediów. Pewnie o części z nich słyszeliście, a ja od razu zaczęłam myśleć, czy u nas by coś takiego przeszło jak np we Włoszech.

1. Ulgi podatkowe dla kupujących książki

Włoskie ministerstwo rozwoju gospodarczego (na to też warto zwrócić uwagę, resort, który bynajmniej z kultury nic w nazwie nie posiada) stoi za tą świetną ideą. Cel był podwójny: ożywić rynek lokalnych księgarni niezrzeszonych w sieciach i podwyższyć czytelnictwo. Maksymalna ulga za książkowe wydatki będzie wnosiła dwa tysiące euro.

Ten artykuł w Newsweeku posiada również sondę. 81 % osób uważa,że pomysł jest świetny. Jestem wśród nich.

2. Wyzwania czytelnicze dla dzieci

Reguła jest prosta: dziecko czyta książkę wypożyczoną z biblioteki, na specjalnie stworzonym dla najmłodszych serwisie uzupełnia informacje itd. Walczy o odznaki, nagrody, certyfikat. Strona cieszyła się tak dużą popularnością w Wielkiej Brytanii, że postanowiono utworzyć jej świąteczną edycję.

3.Wyprawki czytelnicze dla wrocławskich noworodków
http://www.wroclaw.pl/biblioteka-dla-dzieci

"Na dobry początek" to inicjatywa Miejskiej Biblioteki Publicznej z 2010 roku. Obejmowała ona nie tylko wyprawki dla najmłodszych, ale także zajęcia organizowane w bibliotekach i przystosowanie sal do tychże zajęć (przewijaki, kojce itd.).

Jakie akcje promocyjne zapadły Wam w pamięć? Jesteście zwolennikami czy przeciwnikami tego rodzaju akcji? Czy one w ogóle coś dają?