piątek, 11 listopada 2011

Sergio Vila- Sanjuán "Spadkobierczyni z Barcelony"



Od pierwszych stron tej powieści czuć, że jest to powieść z duszą. Taka, której powstanie jest wytłumaczone przez autora ciekawą historią i taka, w której napisanie trzeba włożyć bardzo dużo tzw. wkładu własnego. Mam tu na myśli godziny spędzone w barcelońskich archiwach, bo to była solidna baza, na podstawie której powstała "Spadkobierczyni z Barcelony". 

W latach dwudziestych XX wieku stolica Katalonii przypominała tykającą bombę zegarową. Ogromne różnice pomiędzy klasami społecznymi, rewolucje i bunty anarchistów. Raz towarzyszymy bohaterowi w rautach, po to żeby za chwilę być świadkami strzelaniny z podtekstem politycznym. Napięcie wisi w powietrzu, a autor oddał ten aspekt historii w przemawiający do czytelnika sposób.
Życie w ówczesnych czasach nie należało do najłatwiejszych, jednak główny bohater, Pablo Vilar, stara się odnaleźć swoje miejsce w tej dość zakręconej rzeczywistości. Jest adwokatem z dużym potencjałem dziennikarskim, typ ciekawskiego, przez którego ręce przewinie się wiele ciekawych opowieści.

Część historyczną tej książki oceniam na bardzo dobrą, ale odniosłam wrażenie, że autor trochę się rozpędził.... Choć dzięki książce można świetnie poznać przeszłość miasta to były takie momenty w fabule, które mnie wynudziły. Jako czytelnik byłam osaczona ze wszystkich stron nowinkami historycznymi, a przez to, że nie bardzo zżyłam się z głównym bohaterem, czytanie tej powieści było dla mnie momentami męczące. Czułam przesyt historii, a niedosyt fabuły.
Jestem w stanie zrozumieć, że było to potrzebne do wybudowania obrazu tamtej epoki, ale czegoś mi w tej powieści brakowało.
Zwróciłam też uwagę na mankament w postaci gubienia się w bohaterach drugo i trzecioplanowych. Jest to coś, co chyba każdemu utrudnia sprawne czytanie i odrobinę odbiera urok lekturze.
 Ocena tej książki przychodzi mi z ogromnym trudem, bo darzę ją wyjątkowo ambiwalentnymi uczuciami. 
Najbardziej krzywdząca wydaje mi się rekomendacja od samego Zafóna, który swoimi słowami spowodował, że spodziewałam się lektury, która mnie po prostu porwie. Nic takiego jednak nie miało miejsca. 
Na pochwałę jednak zasługuje pomysłowość autora w wymyślaniu intrygujących spraw sądowych, jakie prowadził nasz główny bohater. Przypadły mi do gustu świetnie rozpisane adwokackie mowy, kawał dobrej roboty. Warto przeczytać tę książkę do końca i nie zrażać się, ponieważ jej druga połowa jest zdecydowanie ciekawsza, bardziej wciągająca.


W moim przypadku "Spadkobierczyni z Barcelony" okazała się niespełnionymi nadziejami. Po recenzjach książki mogę zaobserwować, że większość osób nie podziela mojego zdania, więc pozostaje mi jedynie zachęcić Was do lektury, aby przetestować na własnej skórze, czy ta historia trafi do Waszych czytelniczych gustów.



Za możliwość zrecenzowania książki uprzejmie dziękuję 


Wydawnictwu Muza


PS. A najgorsze jest to, że kiedy czytam cokolwiek związanego z Barceloną mam ochotę tam znowu mieszkać, chociaż przez chwilę. Oglądam ogrom zdjęć, które mam na komputerze, przypominam sobie nazwy ulic.... Tęsknię :(
Na osłodę tej tęsknoty, przedstawiam moją hiszpańskojęzyczną  fascynację ostatnich kilku tygodni. 

--------------------------------------------------------------------------------
Zdjęcie mojego autorstwa bierze udział w konkursie Wydawnictwa Znak, na którym bardzo mi zależy. 
Z góry dziękuję za wszelkie oddane głosy i podawanie tego linka dalej! : )))
http://www.bialajakmleko.pl/konkurs/zobacz/59

8 komentarzy:

  1. ja bardzo lubię takie książki i już chciałam się za nią porozglądać ale po twojej recenzji to już nie wiem czy chcę to przeczytać

    OdpowiedzUsuń
  2. "Przesyt historii, niedosyt fabuły" - pięknie to ujęłaś, mnie też się czasem zdarza zetknąć z takim zjawiskiem, niestety...
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam dość pozytywne opinie, teraz przyszedł czas na recenzję, która nie omija mankamentów tej powieści. Na razie nie będę jej szukać, ale jeśli nadarzy się okazja to pewnie przeczytam. Hiszpania kusi :)) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama rekomendacja Zafóna i książka już ma u mnie plusa. Ale przeciwstawiając temu recenzję- przynajmniej nie będę miała zbyt wielkich oczekiwań. Szkoda, że autor (w stosunku do Zafóna) przywołuje zbyt wiele faktów historycznych. W każdym razie poszukam ;).

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Średnio na jeża lubię takie książki, dlatego chyba sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie sama rekomendacja Zafona by z całą pewnością przekonała, ale skoro jest przerost historii nad fabułę to z czystym sercem sobie podaruje czytanie tej książki, choć może kiedyś... ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie również czegoś w niej zabrakło, fabuła dosyć się nużyła, a ogromna ilość bohaterów drugoplanowych miliła mi się. Autor natomiast dobrze przedstawił atmosferę tamtych lat, z jednej strony bale i przyjęcia, a z drugiej zamachy anarchistów, to udało klimat tamtych lat.

    OdpowiedzUsuń
  8. Każdej książce trzeba dać szansę. Przynajmniej połowa książki będzie ciekawa. ;) Nie czytałam tej powieści, ale może będę miała kiedyś okazję. ;)

    Pozdrawiam, Klaudyna.

    OdpowiedzUsuń