Jeśli ktoś nie lubi książek historycznych i w przypływie jakiejś dziwnej ochoty sięgnie po nią, a po skończeniu pomyśli sobie "To była dobra książka" , jest najczęściej zdziwiony sam sobą.
Po przeczytaniu książki "Marley i ja" autorstwa Johna Grogana odczuwam coś w ten deseń.
Nie lubię psów, sięgnięcie po książkę to była kwestia kompletnego przypadku...
Książka powstała jako dowód wdzięczności dla psa, którego posiadał autor.
John Grogan przez wiele lat w redakcji gazety, do której pisał, zabawiał swoich kolegów opowiastkami o niesfornym domowniku.
"Pomyślałam, że jestem mu to winny. Tak, był nieujarzmionym, zwariowanym psem, lecz miał wielkie serce,niewiarygodną intuicję i dar rozumienia człowieka" - powiedział pan Grogan.
Historia, z którą spotykamy się w powieści jest banalna.
Jenny i Johna poznajemy jako młode małżeństwo.
Obydwoje pracują jako dziennikarze, nie posiadają dzieci.
Pomysł o psie pojawia się w idealnym momencie - chcą sprawdzić swoją odpowiedzialność, umiejętność opiekowania się.
Ten uroczy labrador nauczył ich cierpliwości prawdopodobnie jak żadne inne stworzenie na świecie.
Czytając książkę, odnosimy wrażenie, że Marley to typ psa najgorszy z możliwych.
Pies demolka, uparciuch, który potrafi kilkoma kłapnięciami szczęki zamienić kawałek pomieszczenia w mizerne strzępy.
Chodź obydwoje starają się jak mogą, aby go wychować, zmienić, dostosować - wiele ich wysiłków idzie po prostu na marne.
Jest niereformowalny, nawet na psiej tresurze.
W pewnym momencie dostrzegamy, że bohaterowie pokochali psa dokładnie takim, jakim on był i to doświadczenie bardzo wiele ich w życiu nauczyło.
Mam wrażenie, że koniec tej książki to szczęśliwe, nieszczęśliwe zakończenie.
Marley odchodzi od nas jako doceniony pies, kochany przez to samo (już niemłode) małżeństwo, które w międzyczasie zdążyło dorobić się trójki dzieci i przeprowadzić kilka razy.
Żeby polubić historię Marleya można nie posiadać uwielbienia do czworonożnych przyjaciół, wystarczy posiadać serce.
Ten zabawny rozrabiaka absolutnie mnie zauroczył, a wszystkie problemy przez które przechodzi jego właściciel wydawały mi się bardzo dowcipne, choć ... w gruncie rzeczy, takie nie są.
Postawmy się w miejsce Johna- nie byłoby mi do śmiechu podczas kilkudniowych poszukiwań złotego łańcuszka w psiej kupie :)
To naprawdę ciekawa, lekka lektura, która pozwala doceniać naszych futrzastych domowników - ich dzikie temperamenty, ale też oddanie, którego żaden człowiek nie jest w stanie wyrazić tak, jak potrafi to zrobić pies.
* na zdjęciu autor wraz ze swoim psem, Marleyem, zdjęcie pochodzi ze strony New York Timesa - http://www.nytimes.com/2006/01/26/books/26marl.html
Przepiękna książka, zabawna i niesamowicie wzruszająca- na końcu wylałam morze łez ;) Kocham psy, a co za tym idzie książki, które pokazują jak wspaniałymi przyjaciółmi potrafią być.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Książka z GA dotarła - dziękuję! ;*
OdpowiedzUsuńDomi: nie mam pojęcia co jest z tym wyjustowaniem, bo w edytorze wszystko jest idealnie, a jak publikuję to wychodzi takie dziwne cos;/ juz od kilku godzin kombinuje i nic;/
OdpowiedzUsuńna pewno odpiszą, daj im czas!
Ile ja łez na tej książce wylałam! A byłam do niej BARDZO sceptycznie nastawiona na poczatku;p
Chyba się udało! Powiedz mi czy teraz wyświetla się już normalnie. U mnie działa jak należy, ale wiadomo- co komputer, to inaczej.:)
OdpowiedzUsuńA do jakich wydawnictw pisałaś?:)
W takim razie bądź cierpliwa, bo niektórzy bardzo zwlekali z odpowiedzią;/
OdpowiedzUsuń:))
Uff..;d
Książki nie czytała, ale oglądałam film, nakręcony na jej podstawie. Absolutnie zauroczyła mnie historia Marley'a, tym bardziej, że od niedawna sama mam labradora i niszczycielstwo i gryzienie wszystkiego, co popadnie, jest chyba cechą charakterystyczną tej rasy :) Na labradora nie można się długo gniewać jak coś spsoci, robi słodkie oczka i kocha wszystkich ludzi.
OdpowiedzUsuńA mi się film bardziej podobał niz książka, choć to książkę pierwszą przeczytałam...nie wiem, może za bardzo była reklamowana i się nastawiłam na bóg wie co. Książka podobała mi się ale nie wywołała we mnie jakiś fajerkowatych zachwytów.
OdpowiedzUsuńNa razie kojarzę jedynie film o tym samym tytule, którego fragmenty wyłapałam, pracując jeszcze w kinie. Zastanawiałam się nad książką, bo psy mam i psy kocham, ale nie jestem pewna, czy będzie to dla mnie dobra pozycja. Chyba wolałabym czytać o kotach ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, to książka dla osób, które wymagają jedynie rozrywki, bez myślenia, bo za bardzo go nie angażuje;)
OdpowiedzUsuńFilm widziałam, po tej recenzji mam chęć na książkę. Tym większą, że psy kocha od zawsze :)
OdpowiedzUsuńZwierzęta kocham, więc po tą pozycję z chęcią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńP.S Dlaczego nie lubisz psów? ;o
Lubię psy, a po książkę najpradopodobniej sięgnę... w swoim czasie :).
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! ;))
OdpowiedzUsuńMożemy wspólnie zorganizować jakiś mały napadzik, bo sama chętnie zaopatrzyłabym się w kilka innych pozycji:P
OdpowiedzUsuńPotwór idzie się wstydzić;P
A ja psy ogromnie lubię, mam jednego w domu i mimo, że często jest naprawdę denerwujący, to jednak nie oddałabym go nikomu:)
OdpowiedzUsuńPo książkę sięgnę z przyjemnością.
Pozdrawiam!
Bardzo kocham zwierzęta, jednak po tę książkę nie mogę sięgnąć. Może dlatego, że wiem jak się kończy? Nie wiem. Może kiedyś się przekonam;)
OdpowiedzUsuńTakże dodaję do obserwowanych;)
Może się skuszę ze względu na miłość do czworonogów :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie