Wydania korespondencji wzbudzają we mnie nostalgiczne poruszenie. Że współcześnie nasza komunikacja jest nastawiona na to, aby mieć jak najwięcej, jak najszybciej. Kiedy do moich rąk trafiła książka z listami sprzed prawie stu lat pisanymi z przedziwnych zakątków całego świata,obudził się we mnie jakiś niedosyt.
Wiele pozytywnych bodźców na to wpłynęło.
Wiele pozytywnych bodźców na to wpłynęło.
Czułe słowa zakochanych, ciekawe przedmowy, egzotyczne zakątki opisywane przez Malinowskiego oraz piękne wydanie książki. Opatrzone w większości czarno-białymi fotografiami, z których spoglądają na nas poszczególni członkowie rodzin.
Dzięki słowom wstępu mam też świadomość, jak dużo wysiłku zostało włożonego w uporządkowanie listów rozsianych po świecie. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, jak bardzo wyjątkowa jest książka, której stałam się szczęśliwą posiadaczką.
"Historia pewnego małżeństwa.Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson" to nie tylko powrót do zapomnianej sztuki epistolografii. W przypadku tej pary, specyfika pracy Bronisława Malinowskiego spowodowała, że przez wiele lat była to ich jedyna forma utrzymywania kontaktu. Słowo pisane było tym, czym żywiła się ich relacja. Ważnym elementem związku.
"Historia pewnego małżeństwa.Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson" to nie tylko powrót do zapomnianej sztuki epistolografii. W przypadku tej pary, specyfika pracy Bronisława Malinowskiego spowodowała, że przez wiele lat była to ich jedyna forma utrzymywania kontaktu. Słowo pisane było tym, czym żywiła się ich relacja. Ważnym elementem związku.
Podobało mi się to, że dzięki lekturze korespondencji Malinowski przestał być dla mnie tylko naukowcem. Stał się człowiekiem, razem z wątpliwościami i wahaniami nastroju, które (o dziwo) posiadał. Od kuchni jego praca nie wyglądała zawsze tak kolorowo i doszłam do wniosku, że Elsie wiele musiała przetrzymać, mając męża na drugim końcu świata i trójkę dzieci. Choć absolutnie nie przeszkadzało jej to w byciu zaangażowaną w działalność naukową ukochanego. Niewątpliwie była silną partnerką u jego boku, którą bardzo cenił za intelekt. Czuje się to w korespondencji, że choć Bronisław był "tym znanym panem naukowcem" to jednak Elsie intelektualnie nie wlokła się trzy kroki za nim. Uwielbiałam też dynamikę wydarzeń, odniosłam wrażenie, że w ich życiu nie było miejsca na nudę. A to Broniu wyjeżdżał, rodziła się córka, wybuchała wojna, zmieniali miejsce zamieszkania... Ciągle coś!
Malinowski kochał swoją żonę, ujęły mnie za serce fragmenty, w których był bardzo zaniepokojony stanem zdrowia swojej ukochanej, który niestety, ulegał pogorszeniu.
Wyobrażenie nieomal całkowicie pozbawionej władzy w rękach kobiety dyktującej długie listy do swojego męża to obraz, który zapadł mi w pamięć.
Podczas lektury odniosłam wrażenie, że Elsie musiała w pewnych momentach czuć się bardzo osamotniona. To właśnie spowodowało, że mój odbiór książki był różny, słowa kochanków wzbudzają optymizm, ale ten medal ma swoją drugą stronę.
Korespondencja Bronisława i Elsie mogą udzielić współczesnemu odbiorcy pewnego rodzaju lekcji.
Najbardziej oczywista to ta związana z historią i kulturą, ale mnie urzekł charakter ich związku. Pomimo różnych wydarzeń, z ich listów emanuje spokój oraz miłość, będąca przy nich zawsze i wszędzie. Będąc osobno, potrafili pozostać dla siebie najważniejsi, nie tracąc siebie nawzajem. Pięknie się "ich" czyta, nawet jeśli napisane przez nich słowa mają kilkadziesiąt lat.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza
Malinowski kochał swoją żonę, ujęły mnie za serce fragmenty, w których był bardzo zaniepokojony stanem zdrowia swojej ukochanej, który niestety, ulegał pogorszeniu.
Wyobrażenie nieomal całkowicie pozbawionej władzy w rękach kobiety dyktującej długie listy do swojego męża to obraz, który zapadł mi w pamięć.
Podczas lektury odniosłam wrażenie, że Elsie musiała w pewnych momentach czuć się bardzo osamotniona. To właśnie spowodowało, że mój odbiór książki był różny, słowa kochanków wzbudzają optymizm, ale ten medal ma swoją drugą stronę.
Korespondencja Bronisława i Elsie mogą udzielić współczesnemu odbiorcy pewnego rodzaju lekcji.
Najbardziej oczywista to ta związana z historią i kulturą, ale mnie urzekł charakter ich związku. Pomimo różnych wydarzeń, z ich listów emanuje spokój oraz miłość, będąca przy nich zawsze i wszędzie. Będąc osobno, potrafili pozostać dla siebie najważniejsi, nie tracąc siebie nawzajem. Pięknie się "ich" czyta, nawet jeśli napisane przez nich słowa mają kilkadziesiąt lat.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza
Ciekawa recenzja, dzięki niej dowiedziałam się o interesujacej książce :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. A sama historia... hm... Malinowski jest ojcem mojej dziedziny naukowej, znam dobrze jego podejście do życia. Nie kupuję historii z książki.
OdpowiedzUsuńCzyli co, uważasz, że nie warto?
UsuńNiezbyt rozumiem "nie kupuję historii z książki"... :) Co się za tym zdaniem kryje? :)
UsuńJuż wiem, że to coś dla mnie. Jak widać, piękne historie miłosne można odnaleźć nie tylko w powieściach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nie wiem już jak dawno, ale czytałam jakąś książkę o Bronisławie Malinowskim. Niestety było to bardzo dawno i nic w zasadzie nie pamiętam.)
OdpowiedzUsuńSuper. Takie historie miłosne są o wiele piękniejsze od współczesnych romansideł. Na dodatek jest tam coś, co mi się podoba - piękne i kulturalne traktowanie kobiet. Uwielbiam, gdy otwiera się przede mną drzwi od samochodu, przepuszcza na schodach czy w drzwiach... Niestety, coraz mniej tego we współczesnym świecie. A szkoda.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zainteresowała ta propozycja - z Bronisławem Malinowskim zetknęłam się po raz pierwszy na studiach, zaś Elsie Masson czytałam tomik legend celtyckich. Wydaje mi się, że to bardzo interesująca para i chętnie poznałabym ich z bardziej osobistej płaszczyzny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Uwielbiam takie historie z życia wzięte. Jeszcze bardziej kiedy są opisywane przez już bardzo doświadczonych ludzi, którzy po prostu wiele przeżyli.
OdpowiedzUsuńMoże być na pewno bardzo interesująca. Jak dotąd, nie czytałam podobnego dzieła, więc skusiłabym się z czystej ciekawości. A! I muszę zaznaczyć, że Twoje zdjęcia do tej recenzji bardzo mi się spodobały, mają swój klimat. ;) Naprawdę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Klaudyna