niedziela, 25 marca 2012

"Motyl" Lisa Genova


Po przeczytaniu książki "Motyl" Lisy Genovy, gdzieś w moim mózgu pojawiła się Świadomość. 
Świadomość ta dotyczy choroby Alzheimera, ogromnych zniszczeń jakie wywołuje i tego, jakie są jej najwcześniejsze objawy. Bo choć wcześniej, oczywiście, miałam mniejsze lub większe pojęcie, to ta choroba, "ubrana" w ludzką historię przeraża. Wzrusza i dotyka. 

Alice jest pracownikiem naukowym nie byle jakiej uczelni, bo samego Harvardu. Od lat prowadzi zajęcia ze studentami, jest pasjonatką pochłoniętą badaniami nad dziedziną naukową, którą się zajmuje. Powoli dobiega do pięćdziesiątki, ma kochającego męża i dorosłe dzieci. 
Poznajemy ją zanim jeszcze jest świadoma swojej choroby, obserwujemy pojawiania się pierwszych syndromów. Kiedy stają się one coraz silniejsze i coraz bardziej uciążliwe, postanawia zasięgnąć opinii lekarza, która okaże się dla niej i jej najbliższych wyrokiem i ogromnym sprawdzianem z miłości.

Bo czy da się kochać człowieka, który nie pamięta, że ma córkę i jak ma na imię? 
Szalenie podobało mi się to, że Lisa Genova swoich bohaterów nie przedstawia jako idealnych ludzi. Pokazuje, że oni też nie zawsze w obliczu takiej tragedii mieli cierpliwość. Sprawiło to, że byli bardziej realni, a mniej plastikowi. Cieszy mnie to, bo bałam się, że ta książka będzie sielankowym pitu-pitu o wielkiej miłości. Owszem, dotyczy tego, ale bardziej skupiała się na bardziej prozaicznych i codziennych sytuacjach walki z własnymi słabościami. 

Język, jakim posługuje się autorka jest bardzo prosty. Dla mnie momentami był aż za bardzo prosty, dlatego z ciekawością zerknęłam na jej wykształcenie i pomyślałam sobie "czuć tu naukę, brakuje artyzmu". Dla jednego czytelnika będzie to minusem a dla drugiego ogromnym plusem. Asceza komunikatu, jaki wysyła w stronę swoich odbiorców sprawia, że jest on lepiej odbierany. W moim odczuciu "Motyl" to książka, którą można interpretować na wiele sposobów. Przypomniała o docenieniu zdrowia, jednak dla osób, które mają w rodzinie chorującego na Alzheimera powieść może być jak kolorowy motyl, który przyfrunie na nasze ramię, żeby w optymistyczny sposób zakomunikować: nie cierpicie sami. 


Jestem przekonana, że to książka uniwersalna, która jest w stanie poruszyć i uświadomić wiele osób. Choć zdobyła już prawie wszystko (pół roku na liście bestsellerów New York Timesa) to mam nadzieję, że zadomowi się też w za oceanem, w Polsce. Warto po nią sięgnąć. 

10 komentarzy:

  1. Nie przepadam za ksiazkami o chorobach, wiec chyba jednak nie...

    OdpowiedzUsuń
  2. z tego co wiem książka ma się u nas całkiem nieźle, a nawet stała polecaną lekturą w ramach studiów psychologicznych (doniesienia koleżanki:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto sięgnąć. Tak, jak piszesz - gdy śledzimy losy Alice, rodzi się w nas Świadomość. I to taka, której napisanie z dużej litery jest całkowicie uzasadnione. Po tej książce choć trochę mogłam poznać to, co do tej pory było tylko słowem, jakąś płytką informacją. Alzheimer...

    Prosty język mi nie przeszkadzał. Jakoś dobrze tutaj brzmiał, nie rodził zbędnego patosu.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z tym, co napisała Oleńka. Już dawno żadna książka mnie tak nie poruszyła. I to nie jest tylko opowieść o śmiertelnej chorobie - takie określenie zubaża przesłanie książki. Bardzo mądra, piękna i poruszająca lektura.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Książkę przeczytałam już jakiś czas temu i podobała mi się bardzo, ale chyba nie aż tak bardzo, żeby sięgnąć po nią drugi raz ani żeby wpisać na listę "ulubione".

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Alzheimer to przerażająca choroba, miałam już z nią styczność, ale chętnie spojrzę na problem innymi oczami.

    OdpowiedzUsuń
  7. Od dawna mam tę książkę na swojej liście do zdobycia. Temat choroby zawsze jest trudny, ale potrzebny, bo uświadamia nam rzeczy o których nie mieliśmy pojęcia.
    Nawet ten prosty język o którym wspominasz, myślę, że być może ma też swoją rolę do odegrania i jeszcze bardziej przybliża nam historię osoby chorej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Podoba mi się to, że bohaterowie są prości, nie idealni. Bo gdyby było inaczej, ta lektura chyba nie miałaby większego sensu. problem jest na tyle poważny oraz smutny, że nikt nie chciałby czytać lukrowanej powieści o chorobie, która sieje zniszczenie u dotkniętej osoby. Myślę, że jak tylko będę miała okazję, to przeczytam tę pozycję.

    Pozdrawiam, Klaudyna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bożesz mój jak mną ta ksiażka wstrząsnela...

    OdpowiedzUsuń
  10. Wstrzasająca pozycja...dla mnie to spojrzenie na zycie człowieka w taki sposób:w chorobie jestes samotny,nikt nie potrafi ci pomóc czy zrozumieć,dopóki cłowiek pracuje,jest sprawny,zdrowy liczy sie dla innych lecz gdy ulega chorobie zostaje sam.Nie kazda rodzina poradzi sobie z taką chorobą,niektórych to przerasta.Mnie ta książka nastawiła bardzo pesymistycznie.Sytuacja w której człowiek przestaje być sobą to najgorszy scenariusz jego kresu.

    OdpowiedzUsuń