Jeżeli Wy również początkowo ominęliście książkę "Poduszka w różowe słonie" Joanny M. Chmielewskiej z powodu infantylnej okładki, z własnego doświadczenia radzę: naprawcie ten błąd. Zamknijcie oczy, zapomnijcie o jakże mylnej stronie wizualnej i zatopcie się w świetnej powieści.
To, co już od pierwszych stron "Poduszki w różowe słonie" podbiło moje serce to język, jakim posługuje się autorka. Niezwykle bogaty, plastyczny, pełny metafor. Do tego ciekawa fabuła i mamy książkę, od której nie mogłam się oderwać. Choć historia wydawała mi się momentami schematyczna, to jednak znalazło się w niej kilka zaskoczeń. Ponadto, nawet te utarte szlaki nie przeszkadzają mi tak bardzo, kiedy język powieści jest przemawiający. "Poduszka w różowe słonie" to idealny towarzysz wolnego popołudnia, bo czas płynie z nim bardzo szybko.
Hania jest trzydziestolatką, której los zrzucił na barki bardzo dużą odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność to pięcioletnia dziewczynka, córka zmarłej na raka przyjaciółki głównej bohaterki.
Hanię i Ewę od początku łączyła wyjątkowa więź, takiej prawdziwej przyjaźni trwającej całe dekady. Ewa nie miała wyboru jeśli chodzi o powierzenie córeczki komukolwiek innemu, wybrała więc kogoś, na kim zawsze mogła polegać.
Budowanie więzi z dzieckiem, które tak wiele przeszło nie należy do zadań najprostszych. Podobnie jak wywrócenie swojego życia do góry nogami, co wydarzyło się pod wpływem tak "smutnego" pojawienia się dziecka. Kiedy na horyzoncie zaczyna się pojawiać niezwykle zdesperowany do zaangażowania Łukasz, zaczynamy dowiadywać się, że być może życie Hanki wcale nie było taką bajką.
Dawno nie czytałam tak dobrej powieści literatury (raczej) kobiecej w rodzimym wydaniu. Jestem przyzwyczajona do tego, że kiedy sięgam po polskie autorki jest w ich książkach wiele rażących niedociągnięć, jakby autor nie szanował czasu swojego czytelnika.
"Poduszka w różowe słonie"zapracowała sobie na wysokie oceny i laury pochwał. Zasługuje, aby ją przeczytać, poświęcić książce uwagę i podbić serca czytelników. Mnie lektura wzruszyła, dotknęła, uwrażliwiła. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Ja jednak sobie odpuszczę, zupełnie nie ciągnie mnie do książek Chmielewskiej:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
A ja przeczytam, jestem ciekawa tej drugiej Chmielewskiej :-).
OdpowiedzUsuńMnie również zachęciłaś do lektury, choć wcześniej omijałam tę pozycję właśnie ze względu na okładkę, ale i tytuł. Fabuła lekko kojarzy mi się z książką 'Zaopiekuj się mną', tam podobnie bohaterka opiekuje się dzieckiem zmarłej na raka przyjaciółki (świetna książka swoją drogą :))Zgadzam się z Tobą, czasami bogaty, plastyczny język ratuje całą opowieść ;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie ze względu na okładkę ominęłabym książkę szerokim łukiem. A teraz jestem pewna, że chcę ją przeczytać! Dzięki :)
OdpowiedzUsuńPo powieść Chmielewskiej miałam sięgnąć już dawno, ale zazwyczaj jej dzieła kojarzyły mi się z prawdziwymi kryminałami. Z kolei od tej książki z pewnością odstraszyłaby mnie okładka, która nieraz mignęła mi przed oczyma. Jednak skoro polecasz, to nie pozostaje mi nic innego jak przeczytanie jej.
OdpowiedzUsuńOkładka to dla mnie drugorzędna sprawa, czasem ich nawet nie zauważam ;) Ważniejsze co znajduje się za nią :) Książka wydaje się ciekawa
OdpowiedzUsuńWłaśnie ją kończę i zgadzam się z Tobą ;) Bardzo dobra książka ;)
OdpowiedzUsuńKilka dni temu miałam przyjemność czytać najnowszą książkę Joanny M. Chmielewskiej o tytule "Sukienka z mgieł", która okazała się być wyśmienitą lekturą. "Poduszka w różowe słonie" podobała mi się jednak bardziej.
OdpowiedzUsuńnie czytałam, okładka nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia i chyba dlatego omijałam tę książkę w swoich planach, teraz widzę, że źle zrobiłam :)
OdpowiedzUsuńO tak, Twoje pierwsze słowa skierowane są do mnie bo zabrać się do tej powieści nie mogę. Ale nadrobię w najbliższej przyszłości tylko Włóczykijkę przeczytam.
OdpowiedzUsuń