Chciałam być ambitna. Naprawdę.
Do torby, oprócz miliona rzeczy (mniej lub bardziej przydatnych) w podróż wyruszyło solidne tomisko "Miasta i psów" Llosy.
I co z tego, że wyruszyło jak z ciężkiego Llosy na wakacjach jest pożytek taki, jak ze stroju do opalania w deszczowym czerwcu?
Czasem po prostu trzeba sięgnąć po czytadło.
Coś niezbyt ambitnego, wysublimowanego, z wciągającą fabułą.
Niekoniecznie bardzo nieprzewidywalną, w tej książce raczej nic nie jest w stanie czytelnika zaskoczyć.
Taki był właśnie mój prezent, który dostałam od Cioci, w najlepszą porę - wakacyjną.
Sama byłam zaskoczona, że ta książka była w stanie oderwać mnie od kilku zajęć, wracałam do niej, czytałam po nocach przy lampce, stając się jednocześnie smakowitym kąskiem dla okolicznych komarów.
Nie żałuję! :)
Luka, główny bohater powieści "Włoskie zaręczyny" to typ, którego w literaturze znamy i lubimy.
Czterdziestoletni bogacz, który właśnie stanął przed ruiną swojego własnego małżeństwa i postanawia zacząć żyć na nowo.
Los podarował mu wspaniałą możliwość - zamieszkania w Incantellari, a konkretniej we włoskim pallazo, kupionym i odrestaurowanym przez jego własnych rodziców.
Kiedy bliżej zapoznaje się z miejscową ludnością odkrywa, że historia jego nowego lokum jest niezwykle interesująca. Owiane tajemnicą i plotkami morderstwo, pomieszane z namiętnością i zazdrością. Prawdziwa włoska mieszanka wybuchowa.
Najbardziej niesamowitą znajomością dla naszego bohatera okaże się poznanie Cosimy, kobiety, która od kilku lat opłakuje śmierć swojego jedynego dziecka.
Pomiędzy nimi narodzi się uczucie, które niezwykle zaskoczy Lukę.
Dynamiki w całej powieści nadaje narracja. Na stronach książki poznamy naprawdę wielu bohaterów, których historie i wspomnienia, potrafią zaskoczyć i oczarować.
Sama jestem w szoku, jak bardzo uwierzyłam w tę bajkę.
Ta romantyczna historia osadzona w gorącej Italii to książka, po której nie można spodziewać się za wiele. Jednak z pewnością zapewni nam rozrywkę, zabierze do innego kraju, pokaże ciekawe historie. Idealna lektura na letni wypoczynek, niezobowiązująca i lekka.
Niedługo wybieram się nad morze i już spisuję książki lekkie i przyjemne, a jednocześnie wartościowe :)
OdpowiedzUsuń"Włoskie zaręczyny" dopisuję do wakacyjnej listy książek :)
Kurcze jaki piękny widok, aż chce się brać i jeść i czytać i herbatkę popijać.:-)
OdpowiedzUsuńCzasem przydaje się taka lekka lektura, szczególnie w lecie ;) Piękne zdjęcie :)
OdpowiedzUsuńOstatnio nie mogę się wciągnąć w żadną książkę, mimo, że przy moim łóżku leży pięć rozpoczętych :P
OdpowiedzUsuńMuszę się zabrać za jakieś książki osadzone we Włoszech :)
Uu, to mnie zachęciłaś, i ta okłaaadka!
OdpowiedzUsuńIdzie lato, więc może się skuszę na coś takiego lekkiego ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać takie "bajki". Wiem, że dalekie są od realizmu, ale jakże piękne i zajmujące.
OdpowiedzUsuńZaraz zapiszę sobie tytuł na listę :)
Pozdrawiam :)
Na wakacyjne lenistwo przypuszczam, że faktycznie dobra :)
OdpowiedzUsuńna wakacje książka lekka i przyjemna to podstawa :) polecam także książkę "Spotkamy się pod drzewem Ombu" oraz "Francuski ogrodnik" tej samej autorki
OdpowiedzUsuńUwielbiam Włochy, a tego typu książki są czasami potrzebne:)
OdpowiedzUsuńMagiczne działanie wakacji:)
OdpowiedzUsuńnie przepadam za takimi historiami, ale na wakacje to chyba najlepsza lektura :)
OdpowiedzUsuńChyba mami ją sprezentuję ;)
OdpowiedzUsuńA ja poprosze to białe pudełeczko z owocami ;)
OdpowiedzUsuńdobrze od czasu do czasu sięgnąć po coś niezobowiązującego, ale sceneria Włoch czy Hiszpanii nigdy nie mogła mnie do siebie przekonać.
OdpowiedzUsuńOkładka jest bardzo zmysłowa i zachęcająca:)
OdpowiedzUsuń